wtorek, 22 lipca 2014

FANATASTYCZNA Świnica (2301 m n.p.m.). Lipiec 2014.

Zdobyłam ją, tę świnię, Świnicę, tak długo bałam się jej. Chyba ze względu na tę świńską nazwę. Powszechnie wiadomo, że od nienawiści (w tym wypadku lęku; sory za słowo, ale tak rzecze przysłowie) do miłości jest bliżej niż ze stolicy do Krakowa (nie jestem pewna czy tak to brzmiało), zresztą, pragnę jedynie powiedzieć (nieudolnie, bo palce trzęsą mi się z podniecenia), że pokochałam tę naszą świńską górkę. :)


Wejszłam i zejszłam tym samym szlakiem (z obawy przed zalegającym, wylegującym się śniegem przy Zawracie) od Kasprowego, przez Beskid, Świnicką Przełęcz. Powiadają, że to wariant łatwiejszy - mejbi dej rajt. Ale i tak nie polecam turystom, którzy myślą, że dżinsy do właściwe spodnie na górskie eskapady.

Ponżej: ruszamy z Kasprowego Wierchu (1987 m n.p.m.)


No siemka, ładujemy się na Beskid (2012 m n.p.m.).


Łooo, tak, właśnie tam na czubeczek trzeba wejść. Aktualnie Lolo znajduje się w pobliżu Świnickiej Przełęczy (2051 m n.p.m.). Pytanie do tegoroczynych maturzystów: zatem ile metrów zostało nam do szczytu? Tak, w linii prostej. ;)


Zaczyna być mega. Odpoczywamy sobie przed przejściem przez Żleb Blatona. Mądrzejsi ode mnie twierdzą, że to jedno z niebezpieczniejszych miejsc na tym szlaku - prawie zawsze mokre, płaskie skały sprzyjają poślizgnięciom. Nad naszym bezpieczeństwem czuwają na tym odcinku łańcuchy. Nie powinnam tego mówić, ale przeszliśmy ten odcinek lajtowo, było w miarę sucho. Cóż, głupi ma zawsze szczęście.


A za tym przejściem... czeka niesamowita nagroda.


Lolo jednak skupia się na zdobyciu nagrody głównej - szczytu oczywiście.



Hue hue, zabawa w sklep.


A to nagroda, o której wspominałam wcześniej.


Do szczytu jeszcze kawałek drogi, nie ma to tamto.


Zadni Staw Polski




Lala zdobyła nagrodę główną :)


Panorama ze Szczytu Świnicy. Z Lolem na pierwszym planie, nie jest to jednak stały element krajobrazu, choć bez wątpienia nie obraziłby się na taką robotę.


Ach, jeszcze obowiązkowa selfie!


I powrót w stronę Czerwonych Wierchów.

środa, 21 maja 2014

Kopenhaga - niewidzialne, nieodgadnione miasto.

O tak, byłem nawet w Kopenhadze.
Co prawda, tylko jedną nogą.
W drodze z Londynu do Warszawy?
Czekając na swój samolot
stałem przed ogromną szybą
w hali odlotów
i wpatrywałem się w niewidzialne miasto,
bardziej nieodgadnione
niż jeszcze do niedawna

ciemna strona księżyca.
(Ryszard Krynicki „Kopenhaga” [w:] Wiersze wybrane, wyd. a5, str. 323)



O tak, byłam nawet w Kopenhadze. Mieście stylu, harmonii, przestrzeni i oczywiście rowerów. Mieście, gdzie ludzie są skryci, trochę niedostępni (choć w ogromnych oknach ich mieszkań trudno dopatrzeć się zasłon, chroniących prywatność), ale przyjaźni i szczęśliwi. Mieście doskonale zorganizowanym pod każdym względem, zwłaszcza architektonicznym. Mieście innowacji, dizajnu, szacunku. W mieście nie dla każdego. To fakty ogólnie znane, choć w rzeczywistości, dający jedynie połowiczny obraz stolicy Danii. Drugą połowę, która stworzy całkowity obraz Kopenhagi, musimy dopisać sobie sami - spacerując czystymi, szerokimi ulicami, obserwując stylowych Duńczyków zza szyb licznych kawiarenek, przyglądając się prostym budynkom, których skarby kryją się wewnątrz. Prawda jest jednak taka, że Kopenhaga nie uznaje półśrodków – albo ci się spodoba, albo nie. Mnie kupiła całkowicie.


Harmonia



Styl


Piękno


Przestrzeń


I rowery!



A także słynne na całym świecie piwo Carlsberg, jak wszyscy wiedzą, jedna z najsłynniejszych duńskich marek, której fabrykę można zwiedzać w Kopenhadze.


Mała Syrenka - ulubienica Duńczyków. Bohaterka baśni Andersena. Wizytówka miasta, obowiązkowy punkt "zdjęciowy".


Nyhavn (Nowy Port) - XVII wieczny kanał, najsłynniejsza ulica Kopenhagi. Każdy zna słynne kolorowe kamieniczki, nie każdy wie, że w pobliży Nowego Portu mieszkał Hans Christian Andersen.


I jeszcze rzut oka na morze, z brzegu którego bez problemu można dopatrzyć się granic Szwecji.

Szpiglasowy Wierch i Tatry jak na dłoni.

Długość trasy: 26,2 km
Zmęczenie w skali od 1 do 5: 2
Widoki w skali od 1 do 5: 6!

Cel: Szpiglasowy Wierch (2172 m n.p.m.)

Szlak:  Palenica Białczańska - Wodogrzmoty Mickiewicza - Dolina Roztoki - Rzeżuchy - Dolina Pięciu Stawów - Szpiglasowy Wierch - Dolina za Mnichem - Morskie Oko - Palenica Białczańska


Oho, po raz kolejny odwiedzamy Dolinę Pięciu Stawów Polskich. Tym razem (o zbrodnio!) mijamy ją w pośpiechu (pośpiech w otoczeniu gór nie ma nic wspólnego z pośpiechem za uciekającym tramwajem), bo jakoś tak podskórnie czujemy, że na Szpiglasowej zabawimy dłuższy czas, sycąc się jeszcze lepszym krajobrazem. ;)

Zdobywanie Szpiglasowego Wierchu najlepiej jest zacząć od Doliny Pięciu Stawów. Szlak, choć prowadzi ponad 450 m w górę, praktycznie nie jest męczący! Może to zasługa widoków, które zajmują całą uwagę.



„Ostatnia prosta” podejścia do Szpiglasowej Przełęczy ubezpieczona jest łańcuchami. To świetne miejsce, by poobcować ze sztucznymi ułatwieniami, potrenować, oswoić się z łańcuchami, gdyż nie jest spektakularnie wąsko, przepaść nie przeraża, a jeśli wyjdziemy odpowiednio wcześnie, nie natkniemy się na tłum turystów. 


Z Przełęczy czeka nas jedynie piętnastominutowy spacerek na Szpiglasowy Wierch. Na szczycie jest mało miejsca, ale warto przysiąść tuż poniżej i rozkoszować się widokiem na Tatry polskie i słowackie. Uwaga! Tu przepaść jest nieco większa niż na przełęczy.


Widok ze Szpiglasowego Wierchu.


Wysokości szczytów (od lewej): Kołowy Szczyt - 2418m n.p.m., Lodowy Szczyt - 2627m n.p.m., Lodowa Przełęcz - 2372m n.p.m., Jaworowy Szczyt - 2417m n.p.m., Świstowy Szczyt - 2383m n.p.m., Wyżni Żabi Szczyt - 2259 m n.p.m., Mała Wysoka - 2429 m n.p.m., Staroleśny Szczyt - 2476m n.p.m., Niżne Rysy - 2430m n.p.m., Rysy - 2499m n.p.m., Wysoka - 2547-2600m n.p.m., Mięguszowiecki Szczyt Wielki - 2348m n.p.m.


Droga powrotna to półtoragodzinny spacer ceprostradą w stronę Morskiego Oka.